Ikona Drezna – tarasy Brühla (fot.1) i sięgające niebios kościoły – Panny Marii (Farauenkirche- fot.2), dworski (Hofkirche-fot.3) i wyrwana z kontekstu szklana kopuła Akademii Sztuk Pięknych…
Prawie jak z weduty Canaletta (Fot.4) – choć na tamtym obrazie nie ma tłumów tysięcy żądnych wrażeń turystów, lecących nisko nad Łabą wędrownych gęsi, ani flotylli parowców sygnalizujących syreną odbicie od brzegu. Z płótna genialnego malarza nie słychać też dzwonów kościelnych wzywających do nabożeństwa i na …koncerty, gdy to melomani wszystkich generacji kryją się w „przemodlonych” murach świątyń, by oderwać się od zgiełku dnia.
Miasto galerii
Pod porcelanowym orszakiem książąt z rodu Wettynów (Fürstenzug, Fot-5) na Augustusstrasse panuje ścisk turystów. Istny slalom. W lewo między Rosjanami i Hiszpanami i w prawo między Polakami a Niemcami, na wprost…Chińczycy??? I długie opowieści przewodników o historii Saksonii.
Parę kroków dalej Wielka Scena Drezna – jaśniejący rekonstrukcją Nowy Rynek (Neumarkt-fot-6). Restauracje, gospody i kawiarnie, gdzie kawa bije się z piwem o pierwszeństwo. Indywidualny spokój w kawiarnianym ogródku wśród międzynarodowego zgiełku, przerywany od czasu do czasu stukotem kopyt koni przewożących na wozach zwiedzających miasto inaczej.
Na stolikach z porcelanową zastawą rozłożone mapy. Rodzą się strategie poznania miasta; Zwinger (fot.7), Zamek Rezydencyjny (Residenzchloss- 8 przykryty dachem), Albertinum, a może …Galeria Starego Miasta – centrum handlowe…?
Pierwsze kuszą dziełami Rembranta, Rubensa, Tycjana, Friedricha, Dahla, Libermanna, van Gogha, Degasa czy Picassa. Dzieł najwyższej klasy doskonale wyeksponowanych i zabezpieczonych (nawet w komorach wilgotności) oraz widocznym lub nie „brzęczącym sznurem” ostrzegającym – „Bliżej dzieła nie podchodź!”
Wariant „zwiedzania” Galerii Staromiejskiej kusi równie mocno… (fot.9) elastycznością cen.
Łebscy drezdeńczycy
August II Mocny i hrabina Cosel – drezdeńska odmiana Romea i Julii – są wszędzie. Ich wizerunki zdobią czekoladki, kawę, butelki szampana (fot. 10), porcelanowe bibeloty, okładki przewodników i książek (autorstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego nie wyłączając, (fot. 11). Ich imiona noszą nawet parowce cumujące przy brühlowskim „balkonie Europy”. Zawsze młodzi, tryskający siłą i urodą współistnieją jako duet w zbiorowej wyobraźni (choć Ona z powodu Niego przesiedziała w twierdzy Stolpen 49 lat!).
A królowa Krystyna Eberhardyna? No cóż… pozostawiona jest w zamkowej galerii obrazów. ( fot. 12)
Przemysł pamiątkarski wyraźnie preferuje Augusta Mocnego, choć rywalizacja aniołków z obrazu Madonny Sekstyńskiej Rafaela jest niemiłosierna. (fot.13) Pojawiają się w konkurencyjnych miejscach, a nawet na ręcznikach, czy „kryształku” komputerowej wtyczki USB. Oferta idzie z duchem czasu.
Popyt kreują także eventy – jak koncerty na brzegach Łaby, czy targi garncarstwa na rynku Nowego Miasta (fot. 14) okazja do spotkań, dixielandowej muzyki, kiełbasek, pizzy, pachnących precli prosto z pieca.
Zresztą nawet w niedzielę kręcą się tu tłumy.(fot. 15 i 16)
Pusty hall nowoczesnego ośrodka informacji turystycznej (fot.17), to też doskonałe miejsce na wydanie Białego Dnia – wieczerzy na porcelanie – rzecz jasna miśnieńskiej (fot.18) Jej szlachetność uwzniośla tu wszędzie standardowe „kafe und kuchen”, tworzy „genius loci” – drezdeńskiej barokowej przygody.( jak u Hrabiny Cosel fot. 19)
Miasto z przerzutką
Stare i Nowe Miasto łączą turyści i rowerzyści przesuwający się niczym ziarnka w klepsydrze po moście Augusta. Cykliści po ścieżkach rowerowych, i bez nich, mkną w przyszłość wzbudzając koło siebie wiry wiatru. Pedałują dzieci, młodzież, generacja średnia i ci wcześniej urodzeni, a 70 plus nie są wyjątkiem. Parkują wszędzie, gdzie się da zaczepiając kotwice nawet na drzewie i piorunochronie.( fot: 20, 21) Rowerem jest taniej, szybciej, ekologiczniej i co tu mówić – stylowo. Starczy przed wejściem do ministerstwa ściągnąć z siebie drelich, i w garniturze wkroczyć w państwowe progi. (fot. 22, 23)
Nowe Miasto
Stare Miasto kończy się w Nowym budynkiem Blockhausu i pomnikiem Złotego Jeźdźca ( Goldener Reiter – oczywiście, że to August Mocny! fot. 24).
Tu za podwójną jezdnią z pasmem tramwajów zaczyna się inny świat – promenada lokalnych mieszkańców wśród fontann, kafejek i piekarni. Niespieszne zakupy w zabytkowej hali, szum drzew i dzwony kościoła Trzech króli (Dreikönigskirche) stojącego w historycznym „make-up-ie” z wyprutym przez II wojnę wnętrzem i bijącym autentycznością świadkiem tamtej pożogi – kamiennym ołtarzem (fot.25, 26).
Nieco dalej za zabudową socjalistyczno-wielkopłytową i kapitalistyczno- rekonstruowaną (fot.27) oraz tą pamiętającą pradziadków, czyli za ulicą Bautzener strasse, rozciąga się hipsterski świat ulicznych stoisk – raz z cebulą (fot.28, 29), a raz ze starociami, barów pachnących także wschodnimi przyprawami i francuskimi croissantami. Rankami licznie odwiedzane są przez matki z dziećmi – na ręku, w wózku lub już raczkujących. Czasy izolowania kobiet na urlopie macierzyńskim przynajmniej tu wydają się iść w zapomnienie. Panie ożywczo dyskutują, a dzieci za pomocą wszystkich zmysłów poznają zakamarki lokali. I nikt się nie dziwi, ani nie krzywi.( fot.30, 31)
Każdego dnia pobytu w tym mieście można odkryć coś nowego. Poznawać ludzi świadomych celu, zapobiegliwych, żyjących w szacunku do tradycji (na której potrafią nieźle zarobić), pomysłowych (prowizoryczny asfalt położony na płótnie w czasie remontu mostu Augusta fot. 32, 33), życzliwych w niezobowiązującej konwersacji, lubiących czeską kuchnię (fot.34, 35) i cechujących się harmonijnym podejściem do otoczenia, którzy wyrozumiale podchodzą do turystów.
To Drezno jakie poznałam. Dziękuję Wam Michael i Iris!(fot. 36)
Jeszcze dwa miejsca utrwalone w moich oczach (fot.37 i 38) i już
zachód słońca nad Łabą. ( fot. 37)
Do zobaczenia!
Bis zum nächsten mal!